22 maja 2017

piąta strona świata

Przedpołudnie smakowało niepokojem. Rozleniwienie, niedospanie, jakiś rodzaj marazmu był nieustannym towarzyszem upływających minut. W głowie buzowało miliony myśli. Dobrych zdecydowanie mniej, niż tych oscylujących w czarnych barwach. Czasem jest tak, że maj przybiera kolory szarości. Takie było przedpołudnie. Potem wyszło słońce. W domu zapachniało pieczonym kruchym ciastem. Ten zapach sprawia, że na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Dostałam ogromną dawkę dobrej energii. Mimo, że zużyłam jej sporo na wykonanie kilku czynności doprowadzających do możliwości posmakowania ciasta, to maj stał się znowu moim majem. Kilka bardzo sensownych zdań, które dzisiaj usłyszałam, dało mi jakieś nieogarnięte przeświadczenie, że jest dobrze. I w sumie jest. Chciałabym mieć tylko więcej siły, żeby móc realizować w pełni swoje zamiary. Nie wszystko w życiu zależy od nas. Jeśli masz ogromne skrzydła, nie pozwól, żeby cokolwiek zatrzymywało podmuch wiatru, który umożliwi ich wykorzystanie.
Kalendarz pełen dobrych myśli, zasugerował kiedyś, że moja mantra powtarzana nieustannie jest prawdą starą jak świat. Nie ma rzeczy niemożliwych, niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu. Może kiedyś zapach słodkości domowej roboty, poniesie Wasze nogi do miejsca, w którym z uśmiechem na twarzy powtórzę te właśnie słowa. Tymczasem serwuje klasyka. Kruche z powidłem śliwkowym i delikatną kokosową pianą.
Niech umili Wam wtorkową kawę.

eM.


Brak komentarzy: