24 maja 2017

nieboskłon

Usiadłam w końcu na czterech literach i doszłam do wniosku, że nic nie daje mi tyle radości i nie przykleja mi takiego uśmiechu na twarz, jak nowe kulinarne odkrycia. Dzisiaj wpadłam na pomysł, żeby delikatnie udoskonalić mojego, tradycyjnego murzynka. Przepis stary jak świat, ciasto robi się dosłownie w kilka minut. Efekt końcowy może być naprawdę zaskakujący. Dzisiejszy murzynek wyszedł bardzo puszysty. Jestem zaskoczona, bo zwykle jak się nie przykładam, tylko robię coś na szybko, to wychodzi najlepsze! Z racji ciężkiego nieba, dość zimnej aury, postanowiłam okrasić go troszkę inaczej. Kontrasty zawsze miło widziane. Kakaowy kolor ciasta, bardzo ładnie komponuje się z bielą czekolady. Żeby nie było za słodko, postanowiłam posypać wierzch suszoną żurawiną. Słodycz czekolady w postaci czarno- białej, pięknie przełamana lekko kwaśnym aromatem owoców. Udało mi się to. Szybki i spontaniczny pomysł, poprawił mi zdecydowanie humor. Przepis ten zapisuje na kartach pamięci w mej głowie. Kiedyś zapewne zostanie powtórzony.
Jeszcze ciepły, czeka na swój czas.


Polecam się
eM.

22 maja 2017

piąta strona świata

Przedpołudnie smakowało niepokojem. Rozleniwienie, niedospanie, jakiś rodzaj marazmu był nieustannym towarzyszem upływających minut. W głowie buzowało miliony myśli. Dobrych zdecydowanie mniej, niż tych oscylujących w czarnych barwach. Czasem jest tak, że maj przybiera kolory szarości. Takie było przedpołudnie. Potem wyszło słońce. W domu zapachniało pieczonym kruchym ciastem. Ten zapach sprawia, że na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Dostałam ogromną dawkę dobrej energii. Mimo, że zużyłam jej sporo na wykonanie kilku czynności doprowadzających do możliwości posmakowania ciasta, to maj stał się znowu moim majem. Kilka bardzo sensownych zdań, które dzisiaj usłyszałam, dało mi jakieś nieogarnięte przeświadczenie, że jest dobrze. I w sumie jest. Chciałabym mieć tylko więcej siły, żeby móc realizować w pełni swoje zamiary. Nie wszystko w życiu zależy od nas. Jeśli masz ogromne skrzydła, nie pozwól, żeby cokolwiek zatrzymywało podmuch wiatru, który umożliwi ich wykorzystanie.
Kalendarz pełen dobrych myśli, zasugerował kiedyś, że moja mantra powtarzana nieustannie jest prawdą starą jak świat. Nie ma rzeczy niemożliwych, niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu. Może kiedyś zapach słodkości domowej roboty, poniesie Wasze nogi do miejsca, w którym z uśmiechem na twarzy powtórzę te właśnie słowa. Tymczasem serwuje klasyka. Kruche z powidłem śliwkowym i delikatną kokosową pianą.
Niech umili Wam wtorkową kawę.

eM.


21 maja 2017

cold little heart

Niebo dzisiaj okryło się szarością. Kto powiedział, że niedziele mają być słoneczne. Nawet nie przeszkadza specjalnie ponura aura. Nie jestem zwolenniczką chłodnych dni, ale zauważyłam, że klimat jak dziś, zupełnie mi nie przeszkadza. Jest jakąś formą półśrodka. Nie do końca źle, ale całkiem dobrze też nie. Mimo, że nie uznaje półśrodków, to ten rodzaj wspomnianego absolutnie mogę zaliczyć do znośnych. Brownie z mikrofalówki nie jest doskonałą formą umilenia niedzielnego popołudnia Nie polecam. Zrobiłam się okropnie wybredna, jeśli idzie o słodkości. Czekam z niecierpliwością, kiedy moje własne wypieki przestaną mi smakować :D będzie to doskonała wymówka do tego, żeby przestać egzystować w wersji słodkiej kuchty.
Wczoraj miałam bardzo kolorowy dzień.

A Ty co zrobisz, jeśli nagle okaże się, że zabraknie Twojego ulubionego koloru, którym chciałbyś właśnie pomalować swój świat??
:)
eM.

18 maja 2017

wszystko jest na sprzedaż

Osiemnasty dzień piątego miesiąca roku. Bardzo słoneczny, cudownie błękitno-zielony. Kiedy mogę pozwolić sobie na wyjście z domu w godzinach porannych w ubraniu letnim, czyli na krótki rękaw, jestem przeszczęśliwym człowiekiem. Dzisiaj właśnie takim jestem. Na dodatek wieczór przypomina czym jest lato. Jak to jest, kiedy temperatura pozostaje w zakresie wysokich wartości. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie świadomość przymusu pracy. O jakże chciałabym być w tym momencie maturzystą. Mieć w głowie perspektywę czterech miesięcy wakacji. Nic dwa razy się nie zdarza, niestety. Może dlatego wszystko smakuje tak wyjątkowo, szczególnie kiedy człowiek dorośnie i zda sobie sprawę, że nie wróci się nawet jedna sekunda życia. Spacerując dziś deptakiem sądeckiej ulicy, smakując pierwsze, no może drugie, kultowe lody, najsłynniejsze w regionie, zauważyłam dziwną tendencję mody komunijnej. Szczególnie w wydaniu dziewczęcym. Sukienki pełne tiuli, koronek i koralikowych zdobień. Zastanawiałam się czy to świat idzie w jakimś mi nieznanym kierunku, czy może ja zatrzymałam się lata świetlne w modzie. Nie podoba mi się ten trend. Szybkim skokiem przemieściłam się w czasie, do swojego dzieciństwa. Z uśmiechem na twarzy przerzuciłam obrazy tamtych komunijnych dni. Moda nie grała pierwszych skrzypiec. Wszyscy byli dziećmi, zarówno w środku jak i na zewnątrz. I to było świetne.
Od rana chodziła mi po głowie słodka myśl. Chyba się troszkę uzależniłam od wypieków, bo jak tylko zrobię sobie dzień lub dwa przerwy od pieczenia, to czuje jakiś niedosyt i wielkie pragnienie porządzenia w kuchni. Dzisiaj szybka myśl na dobre piątkowe śniadanie. Nie mogło być inaczej, jak maślane bułeczki. Oczywiście zawsze jakieś udoskonalenie, eksperymenty rozwijają, dają dużo frajdy. Pomyślałam, że bezowy maj, będzie bardzo dobrze współgrał z cynamonowo - maślanym zapachem bułeczek. No i nie pomyliłam się. Mam nosa!

Nie widziałam jeszcze konwalii, a już niedługo ich pora! :)
Może konwaliowy tort na Dzień Mamy?! ;)

Tymczasem przesyłam troszkę uśmiechu, w wydaniu śniadaniowym.

Polecam się!
eM.




15 maja 2017

ukryte

Nieodkryte zasoby kopalni duszy. Wydaje się człowiekowi, że obrawszy kierunek dawno temu, trzyma stery mocno i zdecydowanie i może płynąć statkiem zwanym życia los. Tylko się mu zdaje. Ledwie chwila, ułamek sekundy czasem przyjdzie, jak fala na morzu, uderzy zdecydowanie. I okazuje się, że kierunek uległ zmianie. Czy to wyraz totalnej ignorancji, że opuszczamy ścieżkę, która już przyzwyczaiła się do naszych stóp? Czy może metoda na to by do końca nie zwariować od monotonni i znajomości na pamięć każdego odciśniętego kamyczka, leżącego na owej ścieżce. Mówią, że co siedem lat rzeczy i stany zmieniają się. To chyba umowna liczba. Krzyczymy często z gardzieli naszych wnętrz, że nic nas już zdziwić nie może. A może! Zadziwia najprostszy majowy dzień, jak dziś. Pierwszy, prawdziwy, wypełniony słońcem, bzem i uśmiechem. Może trzeba więcej dobrej słonecznej energii ludziom, żeby zaczęli dostrzegać drobiazgi, z których składa się ten durny świat... Zimna zośka zrobiła psikusa. I o to chodzi. Chodzi o to, żeby dać się zaskoczyć jeszcze nie jeden raz.
Gdybym mogła wybierać, chciałabym, żeby maj trwał trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. Nie mogę wybierać.  Szukam go więc przez kolejnych trzysta trzydzieści cztery.

eM.

13 maja 2017

trzynastego

Sobota trzynastego, jak każdy pechowy piątek mogła wyglądać. Ale nie. Dzisiejszy dzień należy mimo wszystko do wyjątkowo dobrych dni. Ucierane z karmelizowanymi gruszkami już zaprasza do jutrzejszej popołudniowej kawy. W natłoku sobotnich obowiązków, znalazła się chwila na przygotowanie słodkości. Nie mogło być inaczej. Znalazła się też chwila na małe co nieco w lokalnej restauracji. I tak sobie pomyślałam, jako przyszła - mam nadzieję - cukierniczka, że dzisiaj tak trudno ludzie przyjmują krytykę. A przecież trzeba być krytycznym, wobec siebie najbardziej. Kiedy prowadzi się miejsce, do którego zaglądają inne osobniki, w celu uraczenia się czymś wyjątkowym, trzeba mieć bardzo otwarty umysł i ostre spojrzenie na wszystko. Wydaje mi się, że otwartość na opinie dobre i złe to podstawa dobrego samopoczucia biznesowego. Jeśli więc zapytana przez kelnera czy smakowało, śmiało odpowiadam, że mam sporo zastrzeżeń, nie oczekuje miny zdegustowania i lekkiego zażenowania, a raczej drugiego pytania, co więc było nie tak?  Lubię szczerość i uargumentowaną krytykę. Konstruktywną. Kiedy sama robię słodkości, zawsze staram się dowiedzieć opinii kosztujących. To bardzo pomaga. Dzisiejszy deser "na mieście" zaliczam do mało smacznych. Mimo wszystko zaglądnę tam jeszcze raz, ponieważ wybór słodkości był spory, może nie wszystkie smakowały jak mój dzisiejszy, czyli nijak.
Gruszka w karmelu jest na tyle pozytywnym akcentem soboty, że mogę uśmiechnąć się przed snem :)

Dobrej niedzieli

eM.

12 maja 2017

wiosna

Dwunastego maja, jak co roku obchodzimy dzień kosmonauty. Niektórzy mawiają, że to dzień ptaków wędrownych. Zwał, jak chciał. Jest to po prostu dwunasty maja. Lubię ten dzień. Przyznam się szczerze, że lubię każdy dzień piątego miesiąca roku. Bez swoim zapachem wypełnia każdą najmniejszą cząstkę mnie. Dzisiaj nawet burza miała pozytywny wydźwięk. Jako, że zwykłam świętować corocznie dzień kosmonauty, przygotowałam z tej okazji kruche babeczki z nadzieniem cytrynowym. Okraszone czekoladową posypką. Cytrynowość kremu sprawia, że człowiek odlatuje w kosmos. I tak powinno być.

Polecam się
eM.

08 maja 2017

morze

W górach jest wszystko co kocham. Tak. Świadomie i z pełną premedytacją zaczynam ten tekst tak samo, jak już kiedyś zaczynałam. Kilka treściwych dni pobytu nad naszym polskim morzem, dało mi przejrzysty obraz, zupełnie nie jak woda w Bałtyku, że w moich żyłach płynie bardziej góralska krew. Jechałam pełna energii w poszukiwaniu swojego ja. Wraz z nowymi doświadczeniami i obrazami upolowanymi dość spostrzegawczym wzrokiem, przywiozłam w głowie sporą dawkę pewności, że lubię różnorodność krajobrazu. Woda nigdy nie była moim żywiołem. Zodiakalnie jestem ziemią. Lubię czuć grunt pod stopami. Otwarta toń wody mnie przeraża, jednocześnie wzbudzając wielki respekt i zachwyt. Jak człowiek jedzie pociągiem osiem godzin, za oknem podziwiając krajobrazy, to w głowie przewija się milion ciekawych myśli. Oko to spryciarz. Potrafi wyłapać każdy najmniejszy szczegół. Trójwymiarowość chmur na błękitnym niebie, doskonałe światło, które pięknie komponuje się w danym momencie z soczystą zielenią, czy choćby ponure krople deszczu na  brudnej szybie pociągowego okna. Do tej pory nieustannie powtarzałam, że mogłabym mieszkać gdziekolwiek. Po tej podróży wiem, że to gdziekolwiek może być wszędzie tam, gdzie są góry. Nieustanne towarzystwo widoku horyzontu, jest dla mnie czymś nie do przeskoczenia. Ostre i zimne powietrze, powoduje że czuje się ciągle nieswojo. To że lubię ciepło, albo nawet gorąc, znane jest wielu nie od dziś. Początek maja, oprócz sporej dawki jodu, napełnił mnie jeszcze wiatrem i zimnem. Dawno tak nie zmarzłam. Morze to nieodkryty ląd. Podróże są fajne, bo każda kolejna odnajduje w nas brakujący element układanki naszego ja. Z każdej staram się przywieźć coś szczególnego. Z tej mam swoje ulubione zdjęcie. I choć nie jest kolorowe i majowe, to lubię je najbardziej. Właśnie dlatego, że takie nie jest.

Zakwitł bez.

eM.