23 września 2017

dusk till dawn

Wrzesień powoli dobiega końca. Nadzieja na złotą jesień odeszła równie szybko, jak przyszła. Być może lepiej nie czekać czasem na lepsze dni, może trzeba brać z każdego to, co daje nam najlepsze i najgorsze też. Umieć kolekcjonować w sobie dobre momenty. Znajdywać miejsca specjalne, gdzieś w zakamarkach duszy na ich przechowanie. Rozkładanie na atomy poszczególnych zdarzeń, czasem nawet minut życia, jest niezwykle pożerającym zajęciem. Analiza każdego przypadku daje poczucie rozbicia. Emocjonalnej huśtawki, która co rusz wynosi najpierw wysoko w dobre nastroje, chwile uniesień, po to tylko, żeby za chwile w tempie błyskawicznym sprowadzić na ziemię. Ten moment kiedy stopy w pędzie dotykają ziemi. Kiedy rozweselona twarz, pełna radości i szczęścia, w chwili zapomnienia została brutalnie w ułamku sekundy przywołana do porządku. Daje Ci szczęście. Masz je tu na dłoni. Wyciągnij swoją rękę jeśli chcesz je mieć. Tylko z każdym wyciągnięciem dłoni, oddala się ta, na której owe szczęście jest. Bałagan myśli jest nieustannym towarzyszem mojego życia. Może nie umiem przyjmować tej zwyczajności, jaką proponuje mi los. Może gdzieś podświadomie szukam wszystkiego tego, co będzie wdzierało się smutkiem i niepokojem do mojej głowy. Jeśli chodzić to tylko krętymi ścieżkami, a wspinaczka, tylko po trudnych szlakach. Apetyt na życie rośnie każdego dnia. Próbowanie różnych rzeczy otwiera kolejne drzwi. I choć ciągle powtarzam sobie, że normalność to jedyne czego w życiu można pragnąć, to doskonale wiem, że człowiek, który po pięciu minutach jest znudzony daną rzeczą, podświadomie szuka inności. Ciągle chce więcej i więcej. Pytanie tylko, jak długo będzie trwała chęć zmian i poszukiwania coraz to nowszych wrażeń.

Sobota deszczowa. Dokładanie taka sama, jak wiele innych deszczowych sobót w tym roku. Mimo, że ciągle powtarzają, że każdy dzień jest wyjątkowy i niepowtarzalny, to dobrze wiemy, że tylko my sami możemy go takim uczynić. Spoglądam nieśmiało przez krople na szybie, szukając choćby przebłysku na niebie. Szarość oplatająca wszystko dookoła jest idealną definicją tej jesieni.  Przez chwilę chce jeszcze poczuć smak lata. Przekonać się jak to było, kiedy słońce swoimi promieniami rozgrzewało śniadą cerę. Z utęsknieniem wspominam tamten czas. Lubię to robić. Szukać w pamięci uśmiechu na twarzy, wywołanego daną chwilą. To fajne. Życie kołem się toczy, więc jest szansa, że jeszcze kiedyś, te wspomnienia mogą się urzeczywistnić.
Chciałabym.

Tymczasem w kuchni tarta malinowa. Smak lata. Smak radości. Słońce na ustach i w sercu.

eM.

Brak komentarzy: