Doczekałam się. Wraz z ulewnym deszczem nadszedł długo wyczekiwany majowy weekend. Mimo, że pogoda nie zaprasza do uśmiechu w stronę kilku wolnych dni, to całkiem przyjemnie jest mieć w głowie plan na ich spędzenie. Lubię piątki. Są końcem i początkiem. Piątek rozpoczynający maraton majówkowy musi być silnikiem napędowym dla naszych organizmów. Mój upłynął pod znakiem słodkich wypieków. To już chyba nawet nie jest zaskakujące. Niektórzy spotykają się co piątek, żeby połechtać swoje podniebienie smakiem dobrego piwa, bądź wlać do gardła troszkę wysokich procentów. Wiadomo bowiem, że dobry procent działa jak lekarstwo na wszelkie zalegające w naszych gardłach bakterie :) Mój piątek był pijacki, ale w wydaniu cukierniczym. Poproszona o zrobienie kilku wypieków na specjalną okazję, dreptałam w kuchni w celu spełnienia danego słowa. Jednym z nich był placek, który uwielbiam. Jest mięciutki, delikatny i bardzo lekki, a zarazem słodki i troszkę tortowy. Oczywiście nazwa sugeruje, że występuje jedynie w wersji dla dorosłych, bo pijak nie może nie być przesączony alkoholem. Myślę jednak, że umiar i zachowanie proporcji, pozwoli skosztować go każdemu, kto tylko będzie miał ochotę.
Kiedyś wspominałam, że nowa forma na tarte, zapewne kiedyś zostanie użyta w słusznej sprawie. Sobota to dla mnie dzień, w którym snuje się po głowie plan na słodkie co nieco na niedzielne popołudnie. Do popołudniowej kawy, szarlotka jest wyśmienitym pomysłem. Nie wiem jak Wy, ja czasami chomikuje nadmiarowe ilości ciasta, które nie zostało w całości zużyte do placka. Przypomniałam sobie dzisiaj, że takowe leży sobie i czeka w zamrażarce. To jego dzień. Szarlotka na kruchym spodzie, z szarą renetą w postaci talarków, na to piana i kratka. Wersja standard. Najlepsze przecież najprostsze rzeczy.
Polecam się!
eM.