22 grudnia 2018

nevermind

Nie wiem, czy nadal mogę uzurpować sobie prawo do dzielenia się z Wami swoimi przemyśleniami, w tym właśnie miejscu. Niby ciągle należy do mnie i bez wątpienia jest powiernikiem moich myśli, ale tak długa nieobecność sprawiła, że czuję się nieswojo.
Nawet nie wiem kiedy zbliżyłam się niebezpiecznie blisko końcówki roku. Zastanawiam się ciągle czy to mi tak szybko uciekają dni, czy nastały czasy pędzących zegarów? Ze słodkiej kuchty już nic nie zostało.. ale nie w sensie dosłownym oczywiście! Zarzekała się strasznie, że nie będzie w tym roku piernikowych stworów, ani innych słodkich pyszności, ale przekorna natura i tak zrobiła swoje. Mimo wszystko mam wrażenie, że ilość emocji i emanowanie świątecznym nastrojem, maleje wraz z upływem lat.  Deszcz za oknem również nie pomaga wpaść w świąteczny nastrój. 
Trzeba jednak przyznać, że wzrost sumy liczb w metryce urodzenia powoduje, że człowiek potrafi zatrzymać się na ułamek sekundy, tylko po to żeby zdać sobie sprawę, że ten ułamek sekundy jest tym, czego najbardziej potrzebuje dla siebie samego. 

nic więcej do powiedzenia.

eM. 

07 października 2018

midnight train

Można czasem zapomnieć o sobie. Jesień jest doskonałym na to czasem.
Żółty październik zaprasza do liczenia spadających liści.

Chyba na nic więcej mnie nie stać.

z kawą też czasem można przesadzić...


eM.

07 września 2018

Help Yourself

Jesień przypomniała się zapachem powietrza. Sierpniowe popołudnia zamieniły się w pięknie zachodzące wrześniowe słońce. Dużo kolorów i genialnego światła, które zapraszają do obcowania. Tęsknota za latem i jednocześnie dużo uśmiechu, że tak pięknie dookoła. Strasznie się opuściłam w pisaniu. Zapomniałam trochę o sobie i o tym, że przelewanie słów na papier sprawia dużo radości.  W radio podali, że coraz więcej młodych ludzi targa się na swoje życie. Smutna wiadomość w dobie tak kolorowych czasów. I tak się zastanowiłam chwileczkę, z czego to wynika. Za dużo hejtu, który z każdej strony wylewa się anonimowo z internetowych portali?  Może zbyt mało rozmowy z drugim człowiekiem.. ? Jakby tego nie rozpatrywać, przyczyn znajdzie się na pewno więcej niż kilka. Wszystko chyba sprowadza się do tego, że za wszelką cenę dążymy do bycia akceptowanym. Przez środowisko, towarzystwo i nawet najbliższych. Ta jesienna aura sprzyja refleksjom. Może problem tkwi w tym, że mamy jako społeczeństwo olbrzymi problem z akceptacją samych siebie. Swojej inności, odmienności czasem wykraczającej poza jakieś ramki. 
Jeśli nie znajdujesz ramki, w której byłbyś dobrym obiektem do podziwiania, może czas stworzyć swoją własną... Być może znajdzie się ktoś, kto zmieści się w niej razem z Tobą i będzie prezentował równie fajnie. 

Nachodzi mnie trylion myśli, wakacje dały dużo do myślenia. Puszczam słowa na wiatr. Chyba jestem wielką ignorantką świata. Zapominam dni i zdarzenia. Skupiam się na chwili. Tylko tak można znaleźć radość codziennego dnia.

Wymyślę jeszcze coś pysznego. 

Kiedyś...

Może kiedyś jeszcze zaskoczę słodkim polotem.

eM. 


05 sierpnia 2018

speak my mind

Czasami zapominam o istnieniu tego miejsca, co zresztą odzwierciedla ilość zamieszczanych treści. Nie wynika to absolutnie z braku sympatii do pisania, czy jakiejkolwiek formy dzielenia się przemyśleniami. To chyba swego rodzaju beztroska życia, która wnika pod moją skórę każdego lata. Denerwuję się, kiedy ludzie narzekają na słońce i "upały". Zdaje sobie sprawę, że temperatura oscylująca w granicach trzydziestu kilku stopni jest ciężka do wytrzymania, ale absolutnie nie jest dobrym powodem do tego, żeby wylewać swoje żale, jak to strasznie ciężko się żyje.  Uwielbiam lato i mam w pamięci lipcowe deszcze, które obrzydziły mi wszystkie lipcowe poranki i wieczory. Zapominam się strasznie w wędrowaniu. W zależności od obuwia czasem są to wędrówki szybsze, czasem jednak zwalniam tempo, bo to jedyna słuszna decyzja, kiedy idzie się pomiędzy dobrymi obiektami. Dobrze czasem zatrzymać się na chwilę. Im więcej chodzę tym bardziej dorastam do świadomości i poczucia strachu. Minimalizm życia przy maksymalnym wykorzystaniu jego możliwości, tym samym swoich możliwości. Niektóre melodie towarzyszą nam długo, są retrospekcją chwil i zdarzeń. Dużo tych dobrych dźwięków. Jak już odnajdę się w swoim bałaganie myśli, moja głowa chyli się ukłonem w stronę kuchni. Muszę ją przepraszać za długie nieobecności i lekceważące podejście. Wstyd się przyznać, ale zwykle w pospiechu powstaje zawsze coś fajnego. Kiedyś mocno się zastanawiałam dlaczego tak mam, że wyładowując swoje emocje czasem nawet te negatywne, potrafię zrobić coś pysznego!? Podobno to nieprofesjonalne podejście do kuchni i drugiego człowieka, jako odbiorcy naszego smaku. Nic na to nie poradzę.. może w tym tkwi fenomen bycia słodką kuchtą ? 😉

Niedzielne crumble :D
MALINY-BORÓWKI-BANAN
a wszystko pod chrupiącą kruszonką :)
z lodami śmietankowymi smakowało obłędnie.
Proste do wykonania, a jakże rozkoszne!


Przepraszam tych co czytają, że się tak opuściłam. A Ci co mają dość moich grafomańskich treści pocieszę, że jeszcze pewnie trochę potrwa ta passa. 

eM.




14 lipca 2018

entertainer

Lipiec kaprysi. Pogoda tak różnorodna, jak ilość bibelotów na kramach nadmorskich kurortów. Chciałoby się znaleźć w miejscu, gdzie człowiek ucieka przed promieniami słońca. Gdzie w powietrzu unosi się lepka woń bryzy. Piątek trzynastego kojarzy się zwykle z małym peszkiem, który wyłania się zza rogu. Czy to rzeczywiście prześladujące fatum, czy może naciągane zbiegi okoliczności, które w ramach wiszącej w powietrzu daty, urastają do rangi pechowego dnia? Tego nie wie nikt.

Lepiej może nie zagłębiać się w pewne kwestie. Sobota zwykle robocza jest. Dzisiejsza niesie ze sobą aurę niemal wszystkich pór roku, jeszcze tylko śniegu brakuje. Na przemian deszcz i słońce. Z tej okazji wpadłam na pomysł, co by nadać sobocie królewskiej otoczki. I tak huraganem przeleciała przez głowę myśl, o nie wiem czy lubianym lecz na pewno znanym wszystkim królewskim placku. Tak placku! W moich południowych rejonach Polski, na słodkie wypieki mawia się placki, a nie ciasta. Tak się przyjęło. 




Nadgryzione :D ale nie może być inaczej w moim wydaniu.. Musiałam spróbować zanim się wypowiem :)
Zawsze mi się wydawało, że zrobienie takiego przekładańca pochłania ogromne ilości czasu, jak się okazało zrobiłam go bardzo szybko. Widać warto próbować! 

Na kapryśną sobotę  lub niedzielę z perspektywą słońca  :)

Polecam się 
eM. 




25 czerwca 2018

Kiss

Czerwiec powoli chyli się ku końcowi. To taki niepowtarzalnie owocowy miesiąc roku. Pachnie truskawkami, malinami i różą cukrową. Pomimo, że nie zamieszczałam tu zbyt wiele postów, na stole pojawiło się kilka tradycyjnych ciast z wyżej wymienionymi. Może ta ogromna ilość promieni słonecznych, które moja skóra przyjęła początkiem miesiąca, sprawiła że jakoś nie po drodze mi było do pstrykania zdjęć. Stałam się zjadaczem. :) Mam czasem tak, że chodzą za mną słodkości swojej własnej produkcji. Odczytujcie to jak chcecie, ale sam fakt wykonania jest już dla mnie sporą dawką radości. Dziś właśnie miałam taki dzień.. Klasyczne ucierane z owocami, w tym wypadku maliny i borówka amerykańska, której nie widać na zdjęciu, bo ukryła się wewnątrz. 
Czego chcieć więcej od miesiąca z literką R i wakacyjnym klimatem w tle..?
Niech chmury na niebie i deszczowa aura nie wprowadzają Was w ponury nastrój. Mamy przecież tylko jeden czerwiec w roku :D


eM.  

21 czerwca 2018

minimum

Co dzień staram się napisać choćby kilka sensownych zdań. Uciekła gdzieś magiczna moc, kiedy człowiek siadał i z polotem pisał mniej lub bardziej treściwe notki. Zastanawiam się ciągle, czy jeszcze mogę uzurpować sobie prawo do zamieszczania czegokolwiek, w tych moich skromnych rewirach. Długo mnie nie było. Zbliżająca się z silnym podmuchem wiatru burza, jest doskonałym momentem do chwili refleksji. Co rusz dokonuje analizy i rozkładam na czynniki pierwsze swoją osobowość. Pisałam bardzo dawno temu, że tęsknota mam na drugie imię. W natłoku wielu myśli, czy to swoich, czy znalezionych gdzieś w zakamarkach umysłów spotkanych na swojej drodze ludzi, natknęłam się przypadkiem na słowo POWROTY. Wróciło do nas lato. Co roku wraca z różnymi skutkami. Nikt nie gniewa się na lato, że znowu przyszło. Wręcz odwrotnie. Wracamy myślami do przeszłych dni, wracamy z dalekich podróży, do miejsc gdzie nam było dobrze, w których czuliśmy się swobodnie. Ja wracam często na ścieżki, zapewne wydeptane przez tryliony stóp. Można tam znaleźć dużo dobrej energii tracąc przy okazji jej ogromne pokłady. Niby od nas ucieka, a tak naprawdę wraca z zdwojoną siłą. Może kiedyś myśl powrotu do kuchni wróci do mnie na tyle bym mogła umieścić tu swoje słodkie cudeńka. Pokonuje dystanse. Wiem, że dobre buty to podstawa by czuć się komfortowo na drodze. Czasem dobrze poczuć też dyskomfort. Ten czasem boli. Ale tylko wtedy można docenić wszystko to, co dotychczas wydawało nam się być niekomfortowe. 

Polecam zieleń.
Uspokaja.

eM.

22 maja 2018

na tratwie

Krajobraz kipiał zielenią. Wszechogarniający kolor nadziei dodawał lekkości temu dniowi. Olbrzymie pokłady słonecznej energii, które walczyły co rusz z mocą wiatru, nie pozwalały ani na chwilę zdjąć uśmiechu z twarzy. Nogi niosły same. Lato to, czy jeszcze wiosna.. Granica zacierała się z każdym krokiem. To chyba jakaś magiczna moc, przekroczenie pewnego progu, który wprowadza w doskonały stan zadowolenia. Nagle wszystko wydaje się być właśnie takie, jak być powinno. Każda najdrobniejsza sekunda tykającego zegara, odbija rykoszetem dźwięk wskazówki, jakby chciała sprawdzić, czy w głowie rodzi się stan zadowolenia. 

a przecież nie może być inaczej

.

eM.



15 maja 2018

jungle

Gdybyś się drogi czytelniku czasem zastanawiał, co się stało z słodką kuchtą, to śpieszę z wyjaśnieniem, że oto słodka kuchta już nie taka słodka. Ostatnie wypieki tejże wariatki, to tort cytrynowy i pijak w odsłonie dnia kosmonauty. Jakoś tak się poskładało, że nie za bardzo po drodze do kuchni. Nogi niosą trochę dalej. Szukają ścieżek nowych i tych już troszkę wydeptanych. Najpiękniejszy miesiąc w roku służy do różnych celów. Słońce i zapach bzu sprawiają, że kilometrów przybywa. Z każdym dniem chce się więcej. I całe szczęście! I choć czasem przychodzą myśli, że wszystko jest do przysłowiowej dupy! Tak właśnie do dupy! To mimo wszystko chyba jednak jest super. 
Masz dwie ręce i dwie nogi. Masz głowę i nieograniczone możliwości jej wykorzystania. Więc korzystaj każdego dnia. Czas ucieka, nie złapiesz już tej samej chwili drugi raz!

Ot co. Bardzo refleksyjnie dziś. 
Bieganie oczyszcza umysł. 

#słodkakuchtajuznietakasłodka

eM. 

P.S Jeszcze kiedyś wrócę na właściwe tory -> kuchenne rewiry! 

02 maja 2018

feeling good

Czuję niedosyt i ciągły głód obcowania z górami. Pewnie można to jakoś fachowo nazwać. Psychologowie znaleźliby odpowiednie słowo, które precyzyjnie opisuje stan tęsknoty za czymś. Wolę się w to nie zagłębiać, nie doszukiwać defektu mojego umysłu. Kilka soczystych godzin marszu, który z każdym kolejnym krokiem wprowadza w dziwny stan. Na szlaku zaledwie garstka ludzi. Jedni wędrują samotnie inni z kolei prowadzą tych najmłodszych, aby sami posmakowali uczucia wędrówki, która czasem nie jest wcale taka łatwa. Wszystkie oczy skierowane pod nogi, po to by nie upaść, w czasem niebezpiecznych momentach przejścia. Głowy niosące swoje troski i problemy. Krok za krokiem. Widać doskonale, kto jest tam dla sportu, kto dla oczyszczenia umysłu. Wystarczy być dobrym obserwatorem. Jedno jest pewne. Każdy dreptając ścieżki kolorowych szlaków, stawia swoje kroki bo lubi tamte miejsca. Dzikie tłumy, bo tak zwykłam nazywać tabuny ludzi w okolicach hal i schronisk, sprowadzają na ziemie. No tak. Jesteśmy w górach. Uwielbianych przez milionów, Tatrach. Czemuż się dziwić. Ale jak człowiek stanie naprzeciw szczytów, to nawet w tym tłumie ludzi można czuć się, jakby cały ten świat dookoła był tylko nasz. Uwielbiana przeze mnie umiejętność wyłączania się w najbardziej gwarnym miejscu jest tu bardzo przydatna.  
Ciekawe czy Tym, którzy mają możliwość obcowania z górami dzień na dzień, spoglądać rano przez okno i wpatrywać się w surowe i często niedostępne dla każdego skaliste wzniesienia, smakują tak samo dobrze? 
Każda wyprawa jest fajna. Te łatwiejsze i trudniejsze przejścia. Jest jeszcze mnóstwo nieodkrytych szlaków, na które moje trochę już wysłużone buty, czekają!

Chyba jeszcze długo nie będzie dobrego ciasta  :) 



 eM. 

22 kwietnia 2018

przekorny los

Pisanie przychodzi bardzo lekko, kiedy człowiek ma wielki bałagan w głowie i nie bardzo wie czego się złapać. Kiedy zapanuje w niej porządek i swego rodzaju stabilność pisanie przychodzi już nieco gorzej. Nie jestem tym jakoś szczególnie zmartwiona. Na ostatnio często zadawane pytanie "kiedy coś na blogu??" odpowiadam z lekkim uśmieszkiem na twarzy, że chyba jestem w zbyt dobrej kondycji 'psychofizycznej', żeby coś tutaj zamieszczać. Kiedy zbliża się najpiękniejszy miesiąc roku, zwykle wpadam w radosny nastrój. Jest tak zielono dookoła i pachnie nieziemsko powietrze. Wybrałyśmy się w weekend na niby pozornie prosty szlak, a tu się okazało, że formy brak! Jak się człowiek tak porządnie zmęczy, to aż mu mowę odejmie. Błękitne niebo bez ani jednej chmurki, las dookoła, wąska ścieżka i trzy zmęczone baby! Temu wszystkiemu towarzyszyła cisza. Wiem, że brzmi mało prawdopodobnie, ale fakt, byłyśmy tak zmęczone, że słychać było cisze! :) Umieranie na szlaku, tylko po to by na dzień po, chcieć pójść raz jeszcze. Nie wiem, jak daleko jest ta granica, której linie ciągle przesuwam. Może tak naprawdę nie istnieje, jest wytworem naszej wyobraźni tylko po to, by ułatwić nam czasem podejmowanie decyzji. Ale myślę sobie, zerkając nieśmiało w stronę czerwonego notatnika z napisem "JEST SPOSÓB NA WSZYSTKO", że próbowanie samego siebie jest doskonałym sposobem na przesuwanie sobie codziennie tej granicy, o jeden krok dalej. 
W kuchni też mnie dawno nie było.. chyba moja wewnętrzna nawigacja zmieniła trasy. Obiecuję, że kiedyś się poprawię. Nie daje jednak gwarancji, że poprawa nastąpi z dnia na dzień. 
Na razie żyje wiosną. 
I dobrze mi z tym :)

Tam w oddali widać było Tatry. Jeśli masz dobre oko wypatrzysz je :) 
eM. 


22 marca 2018

Nie czekaj

Wiosna przyszła cała w bieli. Okryta puchowym płaszczem z delikatnym rumieńcem na twarzy. Ciężkim krokiem przemierzała jeszcze dość obfite połacie śniegu. Próbowała rozpychać się łokciami, lecz bezskutecznie. Blask trwał kilka minut. Mroźny powiew jeszcze zimowego wiatru nie dawał za wygraną. Fajnie obserwuje się świat zza szyby pędzącego pojazdu. Szczególnie, jeśli słońce uśmiecha się do człowieka przez barierę szklanej tafli. Wszystko wydaje się takie ciepłe i jasne. Być obserwatorem życia. Doceniać momenty. Mieć wyostrzone spojrzenie na detale. Umieć odnajdywać banały otaczającego świata i potrafić zachwycić się nimi. Proste i dość rzadko dziś spotykane. Cienie mijanych ludzi i ogromnych budynków, których zapach minionych lat unosi w powietrzu tajemnicę. Dzikie kaczki i łabędzie pływające w rzece zdane na dokarmiających. Chwilowe oderwanie od rzeczywistości. Może to miejsce, którego zapach i smak wywołują dziwne emocje. Może skomplikowana struktura duszy, że potrzebuje co jakiś czas zatrzymania. Skupienia na najdrobniejszych szczegółach. Krótkie retrospekcje przywołane kolorami nieba. I to uczucie niewiadomego. Bałagan myśli i wielka pustka. Pomiędzy serpentynami posklejanych liter przestrzeń wypełniona nicością. Trudno nazwać ten stan. Niby wygodny, ale tak naprawdę dość uporczywie uwiera. 

Uciekła gdzieś wena do słodkich fanaberii. Zima zamknęła mnie w puszce z napisem brak pomysłów i chęci do działania. Zwalam to wszystko na czas przesilenia. Troszkę też na mój bardzo sinusoidalny stan ducha. Amplituda. Czekam na wiosnę. 
Czy będzie lepiej, nie wiem. 
Nie zrobiłam dawno żadnego zdjęcia, to też o czymś świadczy...


💓
eM. 

08 marca 2018

nocna zmiana kobiet

Zima odeszła wraz z zakończeniem wyprawy na K2. Pojawiły się niewielkie przebłyski słońca. Temperatury powoli zapraszają krokusy do wystawiania swoich, jakże urokliwych pączków na światło dzienne. Wiele było zamieszania, dyskusji, często może niepotrzebnych słów, które zamiast dodać blichtru całemu zamieszaniu, wprowadziły w stan konsternacji, który rzucił cień na wielką radość, że i tak wiele odwagi, braterstwa i wielkiego zaangażowania kosztowało wszystkich to obcowanie z ośmiotysięcznikiem za plecami. No ale nie o tym. Ósmy marca, jak co roku rysuje uśmiech, na twarzach milionów kobiet całego świata. Że tak miło może być, ze tak niewiele trzeba, żeby mogło być. Bo nie o te kwiaty, czekoladki czy inne drobiazgi chodzi, a o samą pamięć czasem. Słodka kuchta oczywiście nie pozwoliła się zaskoczyć i na tą szczególną okazję przygotowała torcik czekoladowy. Gdyby podać ilość czekolady, którą zużyła do wykonania tego smacznie wyglądającego wypieku, pewnie niejedna osoba powiedziałaby stanowcze DZIĘKUJE, NIE JADAM SŁOYDYCZY! Ale kto by się przejmował ilością czekolady, kiedy dobrze wiemy, że nic tak dobrze nie poprawia nastroju i wprawia nas w stan euforii, jak właśnie ta jedyna, czarna, aromatyczna słodycz!
Wczoraj odsłuchałam kilka legendarnych kawałków i pomyślałam, że pięknie jest. Dziś zachodzące słońce troszkę maluje niebo w stylu Turnera. I to magiczne pomarańczowo - różowe światło, które wpada do pomieszczeń, jakby chciało powiedzieć, idzie wiosna. Szykuj się! Może powinnam zacząć w końcu ćwiczyć, bo jak tak dalej pójdzie, wiosenne ścieżki będą przeturlane, a nie przechodzone w wygodnych butach.. 

Tęsknie za tą soczystą zielenią!



eM.

20 lutego 2018

piosenka w samą porę

Dawno nie było nic na słodko! Dzień dobry w ten mroźny, wreszcie przypominający prawdziwą zimę, lutowy dzień. Ostatnio więcej tutaj o górach, wytrwałości i refleksyjnych dywagacji o życiu, więc postanowiłam, że powrócę do początków. Początki były na słodko, tak tez jest dziś. Kuchnia to miejsce wielkiego bałaganu i wielkiego spokoju wewnętrznego. Przynajmniej dla mnie. Oddaje nadmiarową energię, emocje gdzieś skumulowane zamieniam na  małe co nieco. Muszę przyznać, że to świetne uzależnienie lub nawyk, niech każdy nazywa, jak chce. Doskonałe uczucie, wiedzieć, że jest coś, za sprawą czego człowiek wskakuje na właściwe tory. Takie ciasto marchewkowe na przykład. :) 

Nie jestem kulinarnym mistrzem świata i nie chce nim być.
Zaczyna się tęsknota za latem..


eM.

14 lutego 2018

Tightrope

Człowiek spadnie i się poobija. Wstanie, otrzepie się, naklei plastry i chce znowu iść. Nie wiadomo jak nazwać to coś. Czternasty luty to taka znamienna data. Wszyscy nagle mówią wiele o miłości. Jedni poważnie, inni z przekąsem. Każdemu na usta ciśnie się jakiś wers z miłością w tle. Temperatury za oknem studzą wielkie emocje, kłębiące się gdzieś w zakamarkach rozgrzanych organizmów. Sprowadzają na ziemie, tak samo jak ten upadek z wysokości. I cóż z tego, że bolało. Cóż z tego, że była adrenalina, strach przed utratą czegoś. Po kilku minutach, godzinach czy dniach, nie ma to już zupełnie znaczenia. Chce się zrobić kolejne kroki. Szukać kolejnych wrażeń. Być może gdzieś podświadomie z głową pełną strachu i determinacji, szukamy tych emocji. Czekamy, aż wydarzy się coś zaskakującego, coś co nas porwie. Bo jakie życie byłoby nudne, gdyby nie igrać troszkę z losem.


Krótka refleksja o miłości, czyli swobodne spadanie w dół. 


eM. 

06 lutego 2018

save yourself



Niespodziewany początek prawdziwej zimy. Ostre powietrze ukryte gdzieś w maleńkich zmrożonych płatkach śniegu. Leniwie toczą się z nieba przysłaniając świat dookoła. Chce się gór. Ośnieżonych szczytów, błękitnego nieba i wolnej głowy. Kilka godzin spędzonych pomiędzy myślami ośmiotysięcznikowych zdobywców i chce się chłonąć każdą najmniejszą cząstkę życia. Zrobić choć raz coś niemożliwego…

Najcenniejsze przypadkowe spotkania. Odkrycia, które pobudzają serce do działania, dodają energii i chęci do stawiania kolejnych kroków. Zmęczenie wyzwala dodatkowe pragnienia. Chce się więcej i więcej, mimo, że można coraz mniej.. o to chyba w tym wszystkim chodzi.

Są takie melodie

Są takie dźwięki

….

Dzień dobry w lutym.



Baterie naładowane, więc pączki będą jutro! 

eM. 









28 stycznia 2018

kiedy góral umiera


Nowy rok przywitał nowymi przyzwyczajeniami. Zamiast hektolitrów kawy upijam się codziennie smakiem i aromatem, przeróżnych ziołowych herbat. Czy to starość już ?! Odstawiłam też słodycze, być może dlatego ilość postów mierzonych w czasie, drastycznie zmalała. O tym, że nie za bardzo mi idzie pisanie, było już poprzednio. Ale ilość ostatnich wydarzeń, ich bieg i konsekwencje nadają tempo, które nakazuje zastanowić się po co żyjemy. Niektórym wystarcza codzienność. Zwykłe szare dni otulone dawką domowego szczęścia i zapachu ogniska, jakie w nim płonie. Inni muszą mieć adrenalinę. Suplementują sobie w różnych postaciach. Czasem są to zdarzenia jednorazowe, czasem aktywny długotrwały wysiłek, który pozwala zrekompensować czas spędzony, w często monotonnej i męczącej pracy. Są tacy, których życie trochę doświadczyło, stoczyli się gdzieś na samo dno beznadziei po to, żeby zrozumieć jak cenne jest życie, które dostali ot tak, w prezencie. Czasami wspinając się po drabinie odbudowy systemu wartości wybierają drogę, która z totalnego dna prowadzi w totalne zatracenie się. Może wspinaczka na nieosiągalne dla normalnego, przeciętnego Kowalskiego szczyty, jest swego rodzaju katharsis.. Kocham góry, uwielbiam przełamywać swoje lęki i słabości podczas wspinaczki na szczyt. Kiedy człowiek postawi nogę u celu, wszelkie bolączki, czasem niedogodności, znikają w mgnieniu oka. Zastanawiam się jednak, czy zostawienie swoich najbliższych i wyruszenie w drogę na szczyt, gdzie warunki panujące dyktują rytm krokom, a organizm staje się ograniczeniem, jest sensownym rozwiązaniem. Jak zrozumieć, kogoś kto swoje marzenie przedkłada nad wszystko inne. Ale myślę sobie, że skoro małe szczyty dają poczucie wolności, niezależności i wielkiego oddechu od tego wszystkiego co na dole. Pozwalają oczyścić umysł z niepotrzebnych czasem myśli, które spychają nas niżej aniżeli byśmy chcieli być, to katorżnicza wyprawa w amatorskim stylu na kilka dobrych tysięcy metrów nad poziomem morza, musi nieść za sobą coś więcej niż tylko spełnienie marzenia. Może to jedyna możliwa droga aby pozbyć się porażek z przeszłości. Może zdobycie nieosiągalnego ma być też pokazaniem samemu sobie, że wszystko w życiu jest możliwe. Motywów wyjścia może być nieskończenie wiele, prawdziwy i jedyny pozostaje zawsze w głowie wychodzącego. Czy warto więc dociekać i oceniać słuszność decyzji..   





eM.

21 stycznia 2018

...

Strasznie mi nie idzie ostatnio pisanie, więc wybaczcie, że nie będzie tym razem refleksyjnie. Może to dobry dla mnie znak :) ? 

Zrobiłam w piątek pączusie. Pyszne, tłuściutkie, najprawdziwsze na świecie. Z nadzieniem różanym i nutellą. Dla każdego coś dobrego :) Z cukrem pudrem i lukrem, który jak co roku jest dla mnie niesamowitym wyzwaniem. Jak widać na załączonym obrazku, znowu poległam w tej bitwie. Lukier choć niewidoczny dodawał słodyczy, tym przepełnionym słodkością wypiekom. No i skórka pomarańczowa, która swoim aromatem nawiązuje do minionych niedawno świąt.
Jak karnawał to karnawał!



eM.

01 stycznia 2018

Nie budźcie marzeń ze snów


Artyleria kolorowych światełek rozpromieniła ciemne, granatowe niebo. Co roku ta sama historia, te same momenty, te same sekundy zapisane w taki sam sposób. Mimo wszystko za każdym razem wydają się być inne, wyjątkowe. W blasku radosnych spojrzeń, że udało się doczekać tego magicznego dnia, popijamy magiczny płyn, którego bąbelki uderzając do głowy, wprowadzają w stan lekkiego uniesienia. Rok starsi, mądrzejsi i bogatsi w doświadczenia. Nauczeni i pełni nadziei, że najlepsze jeszcze przed nami. 

Przed nami ….


Beztroskiej dziecięcej radości w tym Nowym Roku J