Nie wiem, czy nadal mogę uzurpować sobie prawo do dzielenia się z Wami swoimi przemyśleniami, w tym właśnie miejscu. Niby ciągle należy do mnie i bez wątpienia jest powiernikiem moich myśli, ale tak długa nieobecność sprawiła, że czuję się nieswojo.
Nawet nie wiem kiedy zbliżyłam się niebezpiecznie blisko końcówki roku. Zastanawiam się ciągle czy to mi tak szybko uciekają dni, czy nastały czasy pędzących zegarów? Ze słodkiej kuchty już nic nie zostało.. ale nie w sensie dosłownym oczywiście! Zarzekała się strasznie, że nie będzie w tym roku piernikowych stworów, ani innych słodkich pyszności, ale przekorna natura i tak zrobiła swoje. Mimo wszystko mam wrażenie, że ilość emocji i emanowanie świątecznym nastrojem, maleje wraz z upływem lat. Deszcz za oknem również nie pomaga wpaść w świąteczny nastrój.
Trzeba jednak przyznać, że wzrost sumy liczb w metryce urodzenia powoduje, że człowiek potrafi zatrzymać się na ułamek sekundy, tylko po to żeby zdać sobie sprawę, że ten ułamek sekundy jest tym, czego najbardziej potrzebuje dla siebie samego.
nic więcej do powiedzenia.
eM.