28 stycznia 2018

kiedy góral umiera


Nowy rok przywitał nowymi przyzwyczajeniami. Zamiast hektolitrów kawy upijam się codziennie smakiem i aromatem, przeróżnych ziołowych herbat. Czy to starość już ?! Odstawiłam też słodycze, być może dlatego ilość postów mierzonych w czasie, drastycznie zmalała. O tym, że nie za bardzo mi idzie pisanie, było już poprzednio. Ale ilość ostatnich wydarzeń, ich bieg i konsekwencje nadają tempo, które nakazuje zastanowić się po co żyjemy. Niektórym wystarcza codzienność. Zwykłe szare dni otulone dawką domowego szczęścia i zapachu ogniska, jakie w nim płonie. Inni muszą mieć adrenalinę. Suplementują sobie w różnych postaciach. Czasem są to zdarzenia jednorazowe, czasem aktywny długotrwały wysiłek, który pozwala zrekompensować czas spędzony, w często monotonnej i męczącej pracy. Są tacy, których życie trochę doświadczyło, stoczyli się gdzieś na samo dno beznadziei po to, żeby zrozumieć jak cenne jest życie, które dostali ot tak, w prezencie. Czasami wspinając się po drabinie odbudowy systemu wartości wybierają drogę, która z totalnego dna prowadzi w totalne zatracenie się. Może wspinaczka na nieosiągalne dla normalnego, przeciętnego Kowalskiego szczyty, jest swego rodzaju katharsis.. Kocham góry, uwielbiam przełamywać swoje lęki i słabości podczas wspinaczki na szczyt. Kiedy człowiek postawi nogę u celu, wszelkie bolączki, czasem niedogodności, znikają w mgnieniu oka. Zastanawiam się jednak, czy zostawienie swoich najbliższych i wyruszenie w drogę na szczyt, gdzie warunki panujące dyktują rytm krokom, a organizm staje się ograniczeniem, jest sensownym rozwiązaniem. Jak zrozumieć, kogoś kto swoje marzenie przedkłada nad wszystko inne. Ale myślę sobie, że skoro małe szczyty dają poczucie wolności, niezależności i wielkiego oddechu od tego wszystkiego co na dole. Pozwalają oczyścić umysł z niepotrzebnych czasem myśli, które spychają nas niżej aniżeli byśmy chcieli być, to katorżnicza wyprawa w amatorskim stylu na kilka dobrych tysięcy metrów nad poziomem morza, musi nieść za sobą coś więcej niż tylko spełnienie marzenia. Może to jedyna możliwa droga aby pozbyć się porażek z przeszłości. Może zdobycie nieosiągalnego ma być też pokazaniem samemu sobie, że wszystko w życiu jest możliwe. Motywów wyjścia może być nieskończenie wiele, prawdziwy i jedyny pozostaje zawsze w głowie wychodzącego. Czy warto więc dociekać i oceniać słuszność decyzji..   





eM.

Brak komentarzy: