Nie wiem, czy Wam tez się czasem zdarza, żyć chwilą obecną, będąc zupełnie obok niej. Postawić się w roli obserwatora zdarzeń, których się jest uczestnikiem. Tak zwane filmowe ujęcia, widziane oczyma. Zabawne to i zarazem dość ciekawe. Ostanie dni upływają pod znakiem dość niskich temperatur, sporej ilości opadów deszczu i delikatnych zawrotów głowy. Wszystko w znaczeniu bardzo dosłownym. Te ostatnie bynajmniej nie spowodowane spożywaniem czegoś, co może wprowadzić w stan nieznośnej lekkości bytu. Mój błędnik lubi od czasu do czasu przypomnieć kto tu rządzi. Kiedy zakręcam się, czyli staram za wszelką cenę udowodnić, że to właśnie ja, a nie on ma kontrolę nad moim życiem, z uporem maniaka robi wszystko, żeby usidlić mnie w pozycji horyzontalnej. W tej walce jestem wielkim przegranym. Jak człowiek poleży - bo nie ma innej rady, zastanowi się nad wirującym światem dookoła, to troszkę zmienia podejście do wszystkiego. Bo może czasem za dużo na raz by chciał zrobić, albo wydaje się, że sił jest co niemiara, a właściwie to chyba ich nie ma za wiele.. Ale nie o tym. Jesteśmy ludźmi zastąpionymi, chociaż łatwiej się żyje z przeświadczeniem, że nie. Świat nie zatrzyma się, kiedy postanowimy, w którymś momencie na chwilę się z niego wykluczyć. Nie mam tu na myśli strasznych losowych zdarzeń. Chociaż i te przecież wpisują się w wykluczenie. Dzisiaj, z racji na ostatnie zdarzenia zdrowotne, postanowiłam się zamienić w uczestnika - obserwatora życia codziennego. Świetne doświadczenie, domyślam się, że mało kto, w dzisiejszych realiach pędzącego dnia, ma szansę spróbować na kilka dosłownie minut wyłączyć się totalnie z uczestnictwa, będąc w tym momencie jedynie ukrytą kamerą dla pozostałych osób. Postawienie się w roli operatora filmowego, nie mającego żadnego sprzętu nagrywającego, poza swoimi oczami, dało genialne spostrzeżenie. Nie będę się dzielić tym, jakie. Trzeba spróbować stać się na chwilę operatorem kamery, filmu dokumentalnego, jaki rozgrywa się w zasięgu naszego wzroku. Spojrzenie na świat zmienia trochę zabarwienie. Zdecydowanie na żywsze kolory.
Nie upiekłam nic, z wiadomych powodów. Zbliżamy się do Dnia Taty. Myślę, że będzie to dobra okazja, żeby zapachniało w domu latem.
Dwa lata temu, kiedy jeszcze nie mianowałam siebie na Słodką Kuchtę, zrobiłam bezowo truskawkowy torcik z tej okazji.
W tym roku postaram się bardziej!
eM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz