Tytuł dzisiejszego postu to melodia, która chodzi za mną od początku tygodnia. Jeden z bardziej popularnych, choć ponoć już passe portali społecznościowych , przypomniał mi istnienie tej piosenki. Dodatkowo również przypomniał, że jest to melodia niczym miód na moje uszy. I tak sobie trwamy piosenka i ja. Od poniedziałku prowadzi mnie ścieżkami wiosennej aury. W niedzielne popołudnie, podczas dyskusji na temat tarty cytrynowej, którą się zajadałam wraz z koleżanką, wpadła myśl, żeby zrobić kruche z dżemem porzeczkowym. Przyznam się od razu, że impulsem był podarowany mi, nieziemsko dobry, porzeczkowy dżem domowej roboty. Nie zastanawiałam się długo, wysupłałam trochę czasu i oto jest.
Moja Mama to wspaniała kobieta. Tak naprawdę to Ona wprowadziła mnie w kulinarny świat cudów. Będąc jeszcze małym brzdącem, uwielbiałam "czyścić" miski po wszelkiego rodzaju masach. Podjadanie, próbowanie, ucieranie.. kuchnia była magicznym miejscem, w którym życie nabierało słodkiego smaku 😊 Smak pozostał do tej pory, a dzięki temu, że Mama pozwalała na bardzo dużo, są też jakieś umiejętności i przede wszystkim odwaga do podejmowania kulinarnego ryzyka. Być może nie jestem jeszcze mistrzem świata, ale cieszy mnie fakt, że chce mi się ciągle poszukiwać smaków.
Kruche z porzeczkowym dżemem i bezą smakuje świetnie. Na pierwsze podrygi wiosny, w ciepłe popołudnie do kawy- jak znalazł!
Polecam się
eM.