Dwa dni temu, spożywając jak co dzień w pracy, wyczekane od rana, drugie śniadanie, niemalże doznałam szoku, kiedy z radyjka stojącego na starej, ruskiej lodówce, dobiegły mnie dźwięki zimowo-świątecznego szlagieru, w wykonaniu Mariah Carey. Może to zabieganie dnia codziennego, a może po prostu zwyczajne zaspanie sprawiło, że prawie podskoczyłam ze zdziwienia, że to już?!!! Radości nie było końca, ba! te jakże urokliwe nutki chodziły za mną przez cały dzień. Pomyślałam sobie, że znowu przyszła pora na coroczne wypieki świąteczne. Nie zastanawiając się długo, postanowiłam przygotować ciasto dojrzewające na świąteczny piernik staropolski. Teraz leżakuje i dochodzi do swojej wyśmienitej formy. Aura za oknem, wystawy sklepowe i data w kalendarzu, kazały też poczynić kroki, w celu poczęstowania Mikołaja jakiś smacznym kąskiem. On już wie, wręcz czeka na małe co nieco. Jesteśmy tak umówieni, że ja robię mu słodkie babeczki lub inne smakołyki, on za to raczy mnie jakąś miłą niespodzianką, w postaci drobnostki. Może wydawać się Wam, że drobnostka to tak niewiele, ale szczerze.. mnie to wystarcza. Już sama dawka pozytywnej energii, która towarzyszy mi w kuchni podczas ucierania ciasta, wypiekania i zdobienia kolorowych, zimowych muffinek, jest tak ogromna, że z niecierpliwością oczekuje zjawienia się starego Przyjaciela. Wszystko byłoby takie proste, ale właśnie! Ten stary i przebiegły TYP, robi mi psikusa! Dobrze wie, że ilość pyszności, jaką mu zostawię jest spora, więc zawsze wpada do mnie na końcu swojej krętej i długiej trasy. Ja jako, że jestem przeogromnym śpiochem, nigdy, ale to nigdy nie doczekuje jego przyjścia. I tak się mijamy co roku, ja i Mikołaj. Jesteśmy sobie pisani, a spotkać się nie możemy.. Cóż.. nie pozostaje mi nic innego, jak uchylić dziś okno, troszkę pomarznąć w nocy i rankiem skoro świt, cieszyć się faktem, że znowu zostawił jedynie okruszki :)
Santa Claus is coming....
Santa Claus is coming....
eM.
1 komentarz:
Za taką muffinkę cały świat! :-)
Prześlij komentarz