06 sierpnia 2019

vulture, vulture

Góry i jedzenie, to dwa słowa, które opisują mnie niemalże w stu procentach. Jedno bez drugiego nie mogłoby istnieć, a ja zaraz po nich. Pewnie gdyby nie góry, toczyłabym się dzisiaj, jak wielka śniegowa kula. Nie mogłabym też przemierzać kilometrów, gdyby nie moje małe wojenki w kuchni.
I choć co prawda nie odkrywam Ameryki i nie zawracam Wisły kijkiem, to czasem zdarzy się mi debiutować na kuchennej arenie. 
Tak było tym razem. Nie wiem jak, dlaczego i z jakim zamysłem podjęłam się zrobienia tych drożdżówek, ale uśmiecham się do siebie po ich wykonaniu. 
Obiecałam sobie, że wraz z nadejściem sierpniowych wieczorów, moje nogi zostaną uzbrojone w obuwie sportowe, żebym mogła wrócić na biegowe ścieżki. Wiem, chciałam uśpić wyrzuty sumienia i choć trochę oszukać odbicie w lustrze, ale dotarłam do tej pory jedynie do kuchni i to w dodatku bez butów.. 
Cóż... 

Ktoś może skorzysta dzięki mojemu wrodzonemu lenistwu. Przepis na drożdżówki z serem poniżej:

Składniki:

Ciasto:
70g drożdży
120 g cukru
250 g mleka
600 g mąki
1 jajko
1 żółtko
5 łyżek oleju
1 łyżeczka soli
1 jajko do posmarowania drożdżówek (przed włożeniem do piekarnika)

Masa serowa:
500 g sera białego
2 żółtka
cukier waniliowy
6 łyżek cukru

Ser + żółtka + cukier (waniliowy +zywkły) wymieszać, najlepiej mikserem na gładką masę.

Wykonanie:

Drożdże, cukier i mleko wymieszać i lekko podgrzać. Dodać jaja, mąkę, sól, i olej - wyrabiać ciasto. Ciasto wychodzi dosyć luźne, można podsypać sobie mąką.
Podzielić na dwie części. rozwałkować każdą część, posmarować masą serową. Zwinąć jak roladę i pokroić na grube plastry. Tak przygotowane drożdżówki poukładać na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Zostawić na 20 minut, żeby urosły. Następnie posmarować roztrzepanym jajem. Włożyć do piekarnika rozgrzanego do 180 ºC  na ok 20-30 minut.

:)
Łapcie smaka! :P
eM


01 sierpnia 2019

sanatorium

Lata świetności mam już za sobą. Wymiar tego niepoczytnego bloga ewoluował we wszystkich możliwych kierunkach. Zaczynałam jako słodka kuchta, która chciała opowiadać o wszystkim i o niczym. Miał być bałagan literacki, a okazało się, że grafomańskie zapędy doprowadziły do bałaganu w głowie. Leczę się  autoironiczną autoterapią, można rzec... Potem przyszły czasy kulinarnych przechwałek. Miód malina, cukier lukier, sernik piernik, czekoladka i takie tam. Dobrze mi szło, bo chyba urodziłam się z cukrem we krwi. Wypiekanie sprawia wiele radości. Odstresowuje, pomaga w przemyślaniu pewnych rzeczy.. i wszystko super, kiedy tylko potem nie zjada się swoich kulinarnych "arcydzieł". 
Połowa wakacji za nami.. Za szybko tyka ten zegar. Gdyby można było zatrzymać choć kilka chwil. Nie wiem, jak Wam, ale mnie lipiec minął, jak pstryknięcie palcem. Może to za sprawą włoskiego zamieszania. Dużo było radości, dużo śmiechu, dobrej energii i magicznych chwil, które zostają gdzieś w sercu. 
Dawno mnie tu nie było. To zdanie, jak mantra powtarza się na tym blogu. W tym roku bardzo niewiele zapisanych słów. Wiele godzin w kuchni, odkrywanie nowych smaków, nowych wymiarów. Stary - nowy lęk wysokości. 
Będę niepoprawna politycznie, ale czekam nadal na upały, których tak mało, w tym wakacyjnym sezonie :)

Jagodzianki niedługo!

eM. 

20 kwietnia 2019

Zbiór

Dzień dobry słoneczna soboto!
Chciałam się z Wami podzielić przepisem na pasztet warzywny w świątecznym wydaniu. Żeby nie było, że spod mojej ręki wychodzą jedynie słodkości.. :)
Szczerze się przyznam, że pomysł zrodził się i był "szyty" na bieżąco. Wyszło jednak bardzo smacznie, dlatego postanowiłam oddać przepis w Wasze ręce.

Składniki:

1 cukinia
2 papryki czerwone
500 g pieczarek
1 puszka groszku konserwowego
2 ząbki czosnku
1 cebula czerwona
1 szklanka kaszy bulgur
natka pietruszki
sól
pieprz
papryka chili
4 jajka

Przygotowanie: 

Paprykę, cebulę, cukinię oraz pieczarki pokroić w kostkę i podsmażyć na patelni. Przełożyć do blendera lub innego robota miksującego. Zmiksować na drobne kawałeczki. Dodać groszek konserwowy, kaszę bulgur, czosnek drobno posiekany, pietruszkę posiekaną, przyprawy (pieprz, sól, odrobinę papryki chili). wymieszać dokładnie.
Oddzielić białka od żółtek. Ubić z nich pianę i dodać do masy warzywnej, delikatnie mieszając, tak aby nie zrobiła się wodna konsystencja. Tak przygotowaną masę przełożyć do foremki keksowej, wyłożonej papierem do pieczenia. 
Piec w temperaturze 200℃ przez ok. 60 minut.

Po upieczeniu pozostawić w foremce do całkowitego wystudzenia. 
Pasztet jest bardzo lekki, może się kruszyć podczas krojenia. 

Uwaga! Jeśli ktoś woli gładkie konsystencję należy wszystko zmiksować na jednolitą masę. Należy wówczas dodać trochę więcej kaszy, żeby konsystencja była zwarta. 

Wyszedł naprawdę bardzo smaczny i pikantny. 

Efekty poniżej!

Smacznego!! :)
eM.



19 kwietnia 2019

Kiedy śnisz

Dobiegam do mety moich wyrzeczeń słodyczowych i muszę się pochwalić, że tym razem jestem zwycięzcą. Tak jak obiecałam już dawno temu, będą posty z przepisami. Oto jeden z nich. Będę dawkować, żebyście nie mieli przesytu. 

Dzisiaj z racji nadchodzących dni obżarstwa - Baba świąteczna. 
W nieco innym wydaniu, bo drożdżowa, francuska Savarin. Przepis poniżej i zdjęcie, na dowód tego, że się udaje.

Składniki:

Ciasto: 

2 szklanki mąki  (300g)
– 2 dag świeżych drożdży 
– 100 ml mleka
– 3 łyżki cukru
– 4 jajka
– 1/5 łyżeczki soli
– 120 g rozpuszczonego, niegorącego masła

Drożdże + łyżeczka cukru+ łyżeczka mąki+ mleko (ciepłe, ale nie gorące) wymieszać i zostawić do wyrośnięcia (ok. 15min). Dodać mąkę przesianą przez sito, cukier, sól, jajka - wyrabiać przez około 10-15min. Następnie dodać masło rozpuszczone i wyrabiać przez kolejne 10min. 
Uwaga! Ciasto będzie luźne, będzie miało płynną konsystencję, ale tak właśnie ma być. 
Pozostawić ciasto do wyrośnięcia - aż podwoi swoją objętość. Następnie przełożyć do formy i znowu pozostawić do wyrośnięcia (aż podwoi swoją objętość).
Nagrzać piekarnik do 170℃, piec babkę przez 30-40 min. 

Syrop: 

- 0,5 l wody
– 3/4 szklanki cukru (140 g)
– sok z całej cytryny
– 4 łyżki rumu

Do rondla wlać wodę - zagotować, do gorącej wody dodać cukier, sok z cytryny i rum, gotować przez kilka minut bez mieszania. Kiedy niewielka ilość wody odparuje, można gorącym syropem polewać babę. 
Uwaga! Zasada jest taka, że polewamy zimną babę gorącym syropem, albo gorącą babę zimnym syropem. Baba jest lekka i nieco sucha, dlatego śmiało możemy ją mocno naponczować. 

Mi wyszła taka!



Gwarantuje, że smakuje wyśmienicie. Spróbujcie zrobić :) 

P.s Jutro kolejne przepisy ;)  

eM.





27 marca 2019

dwa ognie

Już od jakiegoś czasu, kiełkuje we mnie myśl napisania tutaj kilku zdań. Nie było mnie chwilę, wiem.. Dzień dobry. Przesilenie wiosenne skutecznie wytrąca mnie z równowagi życia, którą złapałam jakiś czas temu. Wszystko OK, tylko czasem gubię ścieżki. Jak już wiecie, szerokim łukiem omijam kuchnię. Nie wiem co mną powoduje, ale wcale nie narzekam na brak kuchennych zajęć. 
Przewijam czasem taśmę, zerkając nieśmiało do starych postów i myślę sobie, że dużo było smakowitych kąsków, ślinka cieknie, szczególnie że postanowiłam powalczyć ze swoim nałogiem słodyczowym. Nie jest to łatwe, ale jeszcze! jestem na prowadzeniu. Chyba nie taki kiepski ze mnie wojownik, jak mi się wydawało. 
Chciałabym napisać dużo, ale myślę sobie, że to zbyteczne. 
Otwierałam laptopa z nadzieją i radością, że swoim grafomańskim zapędem, narysuje tu dziś wiele ciekawych form, ale wszystko jest ulotne w życiu. 


eM.

Obiecuję, że na święta pojawią się nowości słodkości ;) ( z przepisami!)

19 stycznia 2019

I znów

Każdy dzień jest dobry, żeby zacząć coś od nowa. Wrócić do starych nawyków w postaci zapisków na blogu. I choć z biegiem dni coraz częściej zastanawiam się co i jak mam napisać, myślę sobie, że jednak jest to moje miejsce. I chce w nim istnieć choćby pod postacią literek zlepionych w słowa. Niestandardowo przywitałam nowy rok, pokazując mu kto rządzi w tym kole fortuny. Obudziłam się bardzo wypoczęta po dwunastu godzinach snu. Ciekawe uczucie zaczynać nowy rok w pełni świadomie, z umysłem rześkim i zdolnym do pełnej analizy. Jeszcze w tamtym roku mikołaj, tak celowo przez małe m, przyniósł mi dwa ostre, solidnie zbudowane raki. Miałam cichą nadzieję, że w okresie poświątecznym lub wczesno noworocznym będę miała okazję wypróbować, ale śnieg chytrusek strasznie się rozgościł, nie do końca przecież proszony tak obficie. Nic to. Pozostaje żyć nadzieją, że czwórka zamieni się w jedynkę i będzie można przemierzać kilometry podziwiając widoki dookoła. Wiem, że dopiero początek białej aury, ale zwykłam tęsknić za latem zimą. Tej jakoś wyjątkowo myśli te daleko są ode mnie.  Być może za sprawą innych, jakże ważnych, które przelatują co dzień, zostawiając nowe spojrzenie na różne kwestie. Jedno jest pewne oddaliłam się o lata świetlne od mojej ukochanej kuchni. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi na ważne pytania i na to dlaczego tak właśnie się stało, także nie. Ale czasem nieśmiało zaglądam, szczególnie kiedy głowa podpowiada, no zrób wreszcie coś słodkiego. Jako, że karnawał w pełnej okazałości, na tłusto i na bogato!
Pączki. Dziurawe mi wyszły, ale kto powiedział, że nie mogą być i takie. Szanowanie odmienności powinno być jedną z naszych przywar, których niekoniecznie powinniśmy bądź chcemy się pozbywać. Pączkiem dziurawym nie pogardzę! ;)


Dodam przepis, bo wiem, że niektórzy o to prosili dawno temu. To będzie taka nowość w 2019, jeśli już cokolwiek tutaj zamieszczę:

Składniki:
  • 500 g białego sera
  • 3 jajka
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany
  • 3 łyżki cukru
  • 15 g cukru waniliowego
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 3 szklanki mąki pszennej
Wykonanie:

Wszystkie składniki należy ze sobą połączyć i wyrobić z nich ciasto, tak aby można było rozwałkować na stolnicy. Wycinać od szklanki krążki, a następnie w środku wycinać dziurki od małej literatki lub kieliszka.

Piec na gorącym oleju, tak jak standardowe pączki, na kolor złoty.
Na koniec posypać cukrem pudrem.

Smacznego!

Już chyba nie taka słodka kuchta.
eM.