22 maja 2018

na tratwie

Krajobraz kipiał zielenią. Wszechogarniający kolor nadziei dodawał lekkości temu dniowi. Olbrzymie pokłady słonecznej energii, które walczyły co rusz z mocą wiatru, nie pozwalały ani na chwilę zdjąć uśmiechu z twarzy. Nogi niosły same. Lato to, czy jeszcze wiosna.. Granica zacierała się z każdym krokiem. To chyba jakaś magiczna moc, przekroczenie pewnego progu, który wprowadza w doskonały stan zadowolenia. Nagle wszystko wydaje się być właśnie takie, jak być powinno. Każda najdrobniejsza sekunda tykającego zegara, odbija rykoszetem dźwięk wskazówki, jakby chciała sprawdzić, czy w głowie rodzi się stan zadowolenia. 

a przecież nie może być inaczej

.

eM.



15 maja 2018

jungle

Gdybyś się drogi czytelniku czasem zastanawiał, co się stało z słodką kuchtą, to śpieszę z wyjaśnieniem, że oto słodka kuchta już nie taka słodka. Ostatnie wypieki tejże wariatki, to tort cytrynowy i pijak w odsłonie dnia kosmonauty. Jakoś tak się poskładało, że nie za bardzo po drodze do kuchni. Nogi niosą trochę dalej. Szukają ścieżek nowych i tych już troszkę wydeptanych. Najpiękniejszy miesiąc w roku służy do różnych celów. Słońce i zapach bzu sprawiają, że kilometrów przybywa. Z każdym dniem chce się więcej. I całe szczęście! I choć czasem przychodzą myśli, że wszystko jest do przysłowiowej dupy! Tak właśnie do dupy! To mimo wszystko chyba jednak jest super. 
Masz dwie ręce i dwie nogi. Masz głowę i nieograniczone możliwości jej wykorzystania. Więc korzystaj każdego dnia. Czas ucieka, nie złapiesz już tej samej chwili drugi raz!

Ot co. Bardzo refleksyjnie dziś. 
Bieganie oczyszcza umysł. 

#słodkakuchtajuznietakasłodka

eM. 

P.S Jeszcze kiedyś wrócę na właściwe tory -> kuchenne rewiry! 

02 maja 2018

feeling good

Czuję niedosyt i ciągły głód obcowania z górami. Pewnie można to jakoś fachowo nazwać. Psychologowie znaleźliby odpowiednie słowo, które precyzyjnie opisuje stan tęsknoty za czymś. Wolę się w to nie zagłębiać, nie doszukiwać defektu mojego umysłu. Kilka soczystych godzin marszu, który z każdym kolejnym krokiem wprowadza w dziwny stan. Na szlaku zaledwie garstka ludzi. Jedni wędrują samotnie inni z kolei prowadzą tych najmłodszych, aby sami posmakowali uczucia wędrówki, która czasem nie jest wcale taka łatwa. Wszystkie oczy skierowane pod nogi, po to by nie upaść, w czasem niebezpiecznych momentach przejścia. Głowy niosące swoje troski i problemy. Krok za krokiem. Widać doskonale, kto jest tam dla sportu, kto dla oczyszczenia umysłu. Wystarczy być dobrym obserwatorem. Jedno jest pewne. Każdy dreptając ścieżki kolorowych szlaków, stawia swoje kroki bo lubi tamte miejsca. Dzikie tłumy, bo tak zwykłam nazywać tabuny ludzi w okolicach hal i schronisk, sprowadzają na ziemie. No tak. Jesteśmy w górach. Uwielbianych przez milionów, Tatrach. Czemuż się dziwić. Ale jak człowiek stanie naprzeciw szczytów, to nawet w tym tłumie ludzi można czuć się, jakby cały ten świat dookoła był tylko nasz. Uwielbiana przeze mnie umiejętność wyłączania się w najbardziej gwarnym miejscu jest tu bardzo przydatna.  
Ciekawe czy Tym, którzy mają możliwość obcowania z górami dzień na dzień, spoglądać rano przez okno i wpatrywać się w surowe i często niedostępne dla każdego skaliste wzniesienia, smakują tak samo dobrze? 
Każda wyprawa jest fajna. Te łatwiejsze i trudniejsze przejścia. Jest jeszcze mnóstwo nieodkrytych szlaków, na które moje trochę już wysłużone buty, czekają!

Chyba jeszcze długo nie będzie dobrego ciasta  :) 



 eM.