Nowy rok przywitał nowymi
przyzwyczajeniami. Zamiast hektolitrów kawy upijam się codziennie smakiem i
aromatem, przeróżnych ziołowych herbat. Czy to starość już ?! Odstawiłam też
słodycze, być może dlatego ilość postów mierzonych w czasie, drastycznie zmalała.
O tym, że nie za bardzo mi idzie pisanie, było już poprzednio. Ale ilość
ostatnich wydarzeń, ich bieg i konsekwencje nadają tempo, które nakazuje
zastanowić się po co żyjemy. Niektórym wystarcza codzienność. Zwykłe szare dni
otulone dawką domowego szczęścia i zapachu ogniska, jakie w nim płonie. Inni
muszą mieć adrenalinę. Suplementują sobie w różnych postaciach. Czasem są to
zdarzenia jednorazowe, czasem aktywny długotrwały wysiłek, który pozwala
zrekompensować czas spędzony, w często monotonnej i męczącej pracy. Są tacy,
których życie trochę doświadczyło, stoczyli się gdzieś na samo dno beznadziei
po to, żeby zrozumieć jak cenne jest życie, które dostali ot tak, w prezencie.
Czasami wspinając się po drabinie odbudowy systemu wartości wybierają drogę, która
z totalnego dna prowadzi w totalne zatracenie się. Może wspinaczka na
nieosiągalne dla normalnego, przeciętnego Kowalskiego szczyty, jest swego
rodzaju katharsis.. Kocham góry, uwielbiam przełamywać swoje lęki i słabości
podczas wspinaczki na szczyt. Kiedy człowiek postawi nogę u celu, wszelkie
bolączki, czasem niedogodności, znikają w mgnieniu oka. Zastanawiam się jednak,
czy zostawienie swoich najbliższych i wyruszenie w drogę na szczyt, gdzie
warunki panujące dyktują rytm krokom, a organizm staje się ograniczeniem, jest sensownym rozwiązaniem. Jak zrozumieć, kogoś kto swoje
marzenie przedkłada nad wszystko inne. Ale myślę sobie, że skoro małe szczyty
dają poczucie wolności, niezależności i wielkiego oddechu od tego wszystkiego
co na dole. Pozwalają oczyścić umysł z niepotrzebnych czasem myśli, które
spychają nas niżej aniżeli byśmy chcieli być, to katorżnicza wyprawa w
amatorskim stylu na kilka dobrych tysięcy metrów nad poziomem morza, musi nieść
za sobą coś więcej niż tylko spełnienie marzenia. Może to jedyna możliwa droga
aby pozbyć się porażek z przeszłości. Może zdobycie nieosiągalnego ma być też
pokazaniem samemu sobie, że wszystko w życiu jest możliwe. Motywów wyjścia może
być nieskończenie wiele, prawdziwy i jedyny pozostaje zawsze w głowie
wychodzącego. Czy warto więc dociekać i oceniać słuszność decyzji..
eM.