14 lipca 2018

entertainer

Lipiec kaprysi. Pogoda tak różnorodna, jak ilość bibelotów na kramach nadmorskich kurortów. Chciałoby się znaleźć w miejscu, gdzie człowiek ucieka przed promieniami słońca. Gdzie w powietrzu unosi się lepka woń bryzy. Piątek trzynastego kojarzy się zwykle z małym peszkiem, który wyłania się zza rogu. Czy to rzeczywiście prześladujące fatum, czy może naciągane zbiegi okoliczności, które w ramach wiszącej w powietrzu daty, urastają do rangi pechowego dnia? Tego nie wie nikt.

Lepiej może nie zagłębiać się w pewne kwestie. Sobota zwykle robocza jest. Dzisiejsza niesie ze sobą aurę niemal wszystkich pór roku, jeszcze tylko śniegu brakuje. Na przemian deszcz i słońce. Z tej okazji wpadłam na pomysł, co by nadać sobocie królewskiej otoczki. I tak huraganem przeleciała przez głowę myśl, o nie wiem czy lubianym lecz na pewno znanym wszystkim królewskim placku. Tak placku! W moich południowych rejonach Polski, na słodkie wypieki mawia się placki, a nie ciasta. Tak się przyjęło. 




Nadgryzione :D ale nie może być inaczej w moim wydaniu.. Musiałam spróbować zanim się wypowiem :)
Zawsze mi się wydawało, że zrobienie takiego przekładańca pochłania ogromne ilości czasu, jak się okazało zrobiłam go bardzo szybko. Widać warto próbować! 

Na kapryśną sobotę  lub niedzielę z perspektywą słońca  :)

Polecam się 
eM.