Wiosna przyszła cała w bieli. Okryta puchowym płaszczem z delikatnym rumieńcem na twarzy. Ciężkim krokiem przemierzała jeszcze dość obfite połacie śniegu. Próbowała rozpychać się łokciami, lecz bezskutecznie. Blask trwał kilka minut. Mroźny powiew jeszcze zimowego wiatru nie dawał za wygraną. Fajnie obserwuje się świat zza szyby pędzącego pojazdu. Szczególnie, jeśli słońce uśmiecha się do człowieka przez barierę szklanej tafli. Wszystko wydaje się takie ciepłe i jasne. Być obserwatorem życia. Doceniać momenty. Mieć wyostrzone spojrzenie na detale. Umieć odnajdywać banały otaczającego świata i potrafić zachwycić się nimi. Proste i dość rzadko dziś spotykane. Cienie mijanych ludzi i ogromnych budynków, których zapach minionych lat unosi w powietrzu tajemnicę. Dzikie kaczki i łabędzie pływające w rzece zdane na dokarmiających. Chwilowe oderwanie od rzeczywistości. Może to miejsce, którego zapach i smak wywołują dziwne emocje. Może skomplikowana struktura duszy, że potrzebuje co jakiś czas zatrzymania. Skupienia na najdrobniejszych szczegółach. Krótkie retrospekcje przywołane kolorami nieba. I to uczucie niewiadomego. Bałagan myśli i wielka pustka. Pomiędzy serpentynami posklejanych liter przestrzeń wypełniona nicością. Trudno nazwać ten stan. Niby wygodny, ale tak naprawdę dość uporczywie uwiera.
Uciekła gdzieś wena do słodkich fanaberii. Zima zamknęła mnie w puszce z napisem brak pomysłów i chęci do działania. Zwalam to wszystko na czas przesilenia. Troszkę też na mój bardzo sinusoidalny stan ducha. Amplituda. Czekam na wiosnę.
Czy będzie lepiej, nie wiem.
Nie zrobiłam dawno żadnego zdjęcia, to też o czymś świadczy...
💓
eM.